Według wersji aktywistów jedna z kobiet w grupie Kongijczyków przekraczających nielegalnie granicę przez rzekę graniczną Świsłocz utonęła. Oczywiście obwiniali za to służby ochraniające granicę naszego państwa twierdząc, że to wszystko stało się w związku z podjętymi działaniami przez polskie patrole. Mimo mało prawdopodobnych informacji Straż Graniczna i Policja rozpoczęły poszukiwania. Dziś aktywiści poinformowali, że Kongijka żyje, znalazła się i z grupą swoich rodaków przebywa na terytorium Białorusi.
Cała historia dotyczy zdarzenia z niedzieli na poniedziałek. Po stronie białoruskiej na odcinku ochranianym przez Placówkę SG w Bobrownikach zauważono kilkuosobową grupę. Osobom cały czas towarzyszyły służby białoruskie. Kilka osób weszło do rzeki Świsłocz. Na widok polskich patroli i bez ich ingerencji osoby, które próbowały nielegalnie przekroczyć granicę wycofały się na Białoruś. Po drugiej stronie czekały służby białoruskie, aby w przypadku nieskutecznej próby przekroczenia granicy przewieźć cudzoziemców na inny odcinek.
Z obserwacji i monitoringów prowadzonych wobec tych osób przez polskie służby wynika, że cała grupa wraz ze Białorusinami oddaliła się w głąb Białorusi.
Kolejny raz aktywiści swoimi działaniami wpisują się w retorykę służb białoruskich szkalując dobre imię Straży Granicznej.